NA MARGINESIE LETNIKÓW
"Letnicy" Gorkiego należą w Polsce do mało znanych i rzadko grywanych utworów. Wcale z tego nie wynika, aby sztuka ta, napisana we wczesnym okresie twórczości Gorkiego, nie miała bardzo cennych walorów. Tę opowieść o ludziach na letnisku, rekrutujących się niemal wyłącznie ze sfer inteligencko-mieszczańskich, które dla Gorkiego były światem skazanym na zagładę, cechuje brak właściwej pisarzowi ostrości i drapieżności. "Letnicy" sprawiają chwilami wrażenie melancholijnego nokturnu, smętnego podzwonnego dla ludzi, nie umiejących znaleźć w życiu nic oprócz codziennych rozkoszy, radości i smutków. Może więc nie najgorzej się stało, że Ludwik René zainscenizował "Letników" trochę tak, jakby to nie był Gorki, lecz Czechow. Prawda, Gorki różni się bardzo od Czechowa. Czyż jednak nie zdarza się, że pisarz od czasu do czasu wyłamuje się z kanonów, które nauczyliśmy się uznawać jako coś integralnie z nim związanego, i na chwilę w metodzie pisania przestaje być, żeby tak powiedzieć, sobą? Już samo tworzywo "Letników" jest diametralnie różne od tworzywa wszystkich niemal dramatów Gorkiego. Dramaty te są pełne akcji, działania, towarzyszy im atmosfera świętego gniewu i oburzenia, oraz wiara, że będzie lepiej, inaczej. "Letnicy" to seria dialogów, w których przełamują się dusze i charaktery ludzkie. Wielkim osiągnięciem Gorkiego jest to, że - jakkolwiek liczne postacie sztuki w ciągu trwania widowiska prawie nie działają, że autor ukazuje je wyłącznie w rozmowach i krótkich spięciach z otoczeniem - każda z postaci scenicznych nie tylko żyje określonym, indywidualnym życiem osobistym, ale również ukazuje się widzowi wielowymiarowo. Wszystko to razem, jeżeli dołączymy piękny, bardzo komunikatywny i sceniczny język pisarza, sprawia, że sztuka, ukazująca świat bezpowrotnie miniony,staje się żywa i bliska.
W Teatrze Dramatycznym utwór otrzymał znakomicie doń przylegającą oprawę sceniczną. Ewa Starowieyska oparła ją na motywach brzozy, które w różnvch postaciach i formach symbolizują letnisko rosyjskie, które bez brzóz, rzeczki i toru kolejowego było dawniej niemal nie do pomyślenia.Dobrze się stało, że sztuka scenograficznie osadzona została zarówno w określonym czasie jak i w określonym klimacie. Mocną stroną widowiska jest wykonanie aktorskie. Zacznijmy od ról kobiecych. Barbara Krafftówna znalazła idealny klucz do postaci Olgi, żony lekarza. Jest głupia, tępa, plecie trzy po trzy, z jej ust wychodzą słowa, których po chwili żałuje, które chciałaby odwołać. Ale ta głupota ma w sobie równocześnie coś wstrząsającego i melancholijnego; budzi współczucie. Egzaltowaną starą pannę, siostrę pani domu, zagrała Krystyna Ciechomska bez niewybrednej i łatwej szarży. I ona budzi współczucie dla swoich marzeń i rojeń, które nigdy nie zostaną spełnione. Pani domu (gra ją Barbara Klimkiewicz), żona adwokata, to jedyny człowiek na letnisku, który mógłby nie zginąć w oceanie nudy, powszedniości i małości. Ale nie ma dość energii, aby się wyrwać z bezdusznego kręgu, w którym się zestarzeje, zwiędnie, zdziecinnieje. Jeszcze jedna rola kobieca nie przechodzi bez echa: postać pani Marii, nienajmłodszej już lekarki, w której zakochał się młody, czupurny, bujny Włas (Stanisław Wyszyński). Gra ją Ryszarda Hanin, subtelnie, pięknie, jakby zwierzając się przed widownią ze swych uczuć, którym jednak nie daje wyrazu w obawie przed śmiesznością. A płeć brzydka? Jakąż kapitalną figurą jest literat Szalimow, kabotyn, trzeciorzędny Don Juan, nie widzący poza sobą nikogo i niczego. Grający go Edmund Fetting oparł się pokusie przerysowania swego wieszcza, zrobienia z niego tylko błazna. Wyraziście, plastycznie, obrazowo zarysował męża Olgi, lekarza, Czesław Kalinowski. Widzimy go tylko w parku, na werandzie, podczas różnych rozmów, ale to wystarczy, aby wiedzieć jaki jest w małżeńskiej sypialni, w swoim szpitalu, w swoim pokoju ordynacyjnym. Bogacza, który nie wie co zrobić ze swoimi milionami, zagrał bez przejaskrawień Aleksander Dzwonkowski.
Oto niekompletny z natury rzeczy rejestr instrumentów aktorskich, brzmiących najczyściej i najbardziej zgodnie z tym, czego "Letnicy" wymagają.